Głównie o ogródku

Ludzi zamknęli w domu, a na świecie rozmnożyły się zwierzęta 😉 U mnie rozmnożyły się ślimaki. Posadziłam niedawno w doniczkach słoneczniki. Pięknie zaczęły rosnąć. Oczami wyobraźni już je widziałam w sierpniu. Pewnego dnia patrzę prawdziwymi, a go nie ma… Został zjedzony przez ślimaki!

Wczoraj wieczorem wypowiedziałam im wojnę. Okazało się, że ukryły się na małej grządce, na której mam busz, bo postanowiłam zrobić tam kwietną łąkę i pozwolić jej żyć swoim życiem. Grządka naprawdę nie jest duża. Tym bardziej dziwi, że nazbierałam na niej… uwaga… uwaga – liczyłam – ponad 300 ślimaków!!! Różnej maści, przeważnie malutkich, niektóre ze skorupkami, inne bez. Trafiły się nawet trzy winniczki. Nie wiem jak one się tam zmieściły. Pewnie dlatego, że jeszcze nie podrosły. Zjadłyby wszystko.

Znalazłam też powód ich namnażania – plastikowa palisada otaczająca grządeczkę! Serio, każdy element palisady w środku jest pusty. To powoduje, że ślimaki mają tam super miejsce do schronienia i rozmnażania. I stamtąd co wieczór wyłaziły na żer. Zanim posadzę kolejne rzeczy, muszę je przypilnować czy jeszcze nie wyjdą. A kupiłam piękne krzaczki pomidorów, ogórków i papryczek. Liczę więc na zbiory 🙂 I na to, że w końcu zrobi się cieplej, żeby te warzywa mogły dojrzeć.

Muszę jeszcze dokupić dwie duże białe donice ogrodowe dla mamy, bo zaaranżowałam jej przed domem piękną ozdobną grządkę, wysypaną czarnymi kamykami. Idealnie będzie się komponować z białą donicą i zielonymi roślinkami. W każdym bądź razie moja wybredna mama od razu zapałała entuzjazmem do mojego pomysłu, co często się nie zdarza, bo mamy odmienne gusta co do architektury, aranżacji wnętrz i ogrodów. Trzeba więc kuć żelazo póki gorące 🙂 Ech, przypomniało mi się jak to zdanie pisałam na dyktandzie w podstawówce, lata, lata temu 🙂 Jak miło.

A na szybko muszę jeszcze ogarnąć prezent na niedzielne urodziny koleżanki. Nie byłam pewna czy pójdę, a raczej wcześniej byłam przekonana, że nie pójdę i nic nie mam. Teraz plany się zmieniły i trzeba szybko kupić coś fajnego. Dobrze, że galerie już otwarte.

Oby do wiosny

Powiedzenie: „oby do wiosny” nabiera nowego znaczenia. W zeszłym roku wiązało się z lockdownem. W tym też się przebąkuje o ponownym zamknięciu wszystkiego. W dodatku w zeszłym roku o tej porze było dość chłodno, a w tym jest jeszcze gorzej. Do końca zimy (co do dnia) przepowiadają nam mróz (przynajmniej w nocy) i możliwe opady śniegu. Brrr. Pogoda też się zmówiła, żeby nosa z domu nie wystawiać. I to wcale nie tak dobrze. Nie ma się gdzie zrelaksować, odprężyć, uodpornić.

Początek wiosny także z temperaturami raczej zimowymi, niż wiosennymi, a co będzie dalej, to się okaże. Wcześniej z kim bym nie rozmawiała, wszyscy czekali końca roku jak zbawienia. Zbawienie jednak nie przyszło. W tym roku pandemia panoszy nam się dalej i końca nie widać. Statystycznie jest gorzej niż w zeszłym roku, więc o czym tu gadać.

Trzeba planować wyjazdy wakacyjne z „marginesem niewiadomej”, czyli z możliwością ewentualnego odwołania rezerwacji. Nic na to nie poradzimy.

Za 3 tygodnie Wialkanoc. Kolejna, zamknięta. Tak przynajmniej można odebrać ostrożne zapowiedzi władz. Może przynajmniej pogoda pozwoli na wypad w plener, skoro nie do rodziny… Przy tym smętnym trybie dnia, trudno odczuć przygotowania i samo świętowanie.

Nowy Rok, nowe nadzieje

Nowy Rok przyniósł nam nowe nadzieje. Większość ludzi chyba nie pamięta tak znienawidzonego roku jak poprzedni, którego pożegnaliśmy z wielkim uczuciem ulgi. I z wielką nadzieją, że kolejny będzie lepszy. I tylko od wyjątkowych żartownisiów, z wyjątkowo czarnym poczuciem humoru, można było usłyszeć: obyśmy z sentymentem nie wspominali za rok jak to było super w poprzedniego Sylwestra…

Każdy ma nadzieję, na powrót do normalności i na to, że nie utrwalą nam się zwyczaje z tego roku. To znaczy, że pracodawcy jednak nie wprowadzą home office jako bardziej ekonomicznej pracy, że nie pozostaną nam zwyczaje chodzenia w dresie albo w piżamie przez cały dzień, że wrócimy do aktywności i wychodzenia z domów dla sportu i spotkań. Że znowu będziemy mogli posiedzieć spokojnie w knajpce czy na koncercie. Że wróci normalne nauczanie w szkołach i na uniwersytetach. Że wrócą podróże – te bliższe i dalsze. No wiecie. Normalność.

To chyba najczęściej wypowiadane i otrzymywane życzenia świąteczne i noworoczne – dużo zdrowia i powrotu do normalności. Po tym szalonym, nienormalnym roku, pozostawię także te życzenia na moim blogu. Oby 2021 rok przyniósł nam powrót do normalności. I dużo zdrowia.

Dzieci na zdalnym nauczaniu

Na początku była euforia, że nie trzeba chodzić do szkoły. Była radość, że można się wyspać, że nie będzie sprawdzianów. Było kombinowanie jak tu się wymigać od zdalnego nauczania. Czasem prawdziwe – kiedy kilkoro rodzeństwa nie miało sprzętu do jednoczesnego udziału w różnych lekcjach, w różnych klasach. Pewnie do dziś są rodziny, które mają z tym problem. Czasem udawane – bo skoro można sobie w tym czasie pograć, albo pogadać ze znajomymi, to po co tracić go w szkole?

Była też frustracja rodziców na przerzucanie obowiązków nauczania dzieciaków ze szkoły na rodziców. Czas pokazał, że nie da się wszystkiego ogarnąć zdalnie. I że nie wszyscy potrafią się zmobilizować do takiego trybu nauki. W sumie to ta frustracja trwa nadal, gdyż po miesiącu – dwóch (w zależności od klasy) dzieci i młodzież powrócili do zdalnego nauczania.

Teraz jest zniechęcenie. Dotychczasowe plusy zeszły na plan dalszy. Dzieci potrzebują kontaktów z rówieśnikami. Nie tylko takich online, ale na żywo. Potrzebują prawdziwych rozmów, zabawy, normalnej nauki. Coraz więcej z nich się zaniedbuje. Coraz więcej z nich zaniedbuje naukę. I coraz więcej zaczyna wpadać w nastroje depresyjne.

Każdy ma nadzieję, że to wszystko szybko się skończy, ale to co opowiadają lekarze nie napawa optymizmem. Jest coraz gorzej, więc o światełku w tunelu na razie w ogóle nie może być mowy. A skoro służba zdrowia „leży”, nie sądzę, żeby rządzący podjęli decyzję o powrocie dzieci i młodzieży do szkół. W końcu to decyzja o rozpoczęciu stacjonarnej nauki we wrześniu napędziła zachorowalność, nad którą już nie panujemy.

Każdy ma nadzieję, że jego ominie zachorowanie, albo że będzie przechodził je łagodnie, ale jak będzie w rzeczywistości to dopiero się okaże. Wirus jest na pewno wredny, więc w tej sytuacji nie ma pewniaków. Jak pokazują statystyki nikt nie jest „niezniszczalny”. Różnie to bywa.

I tylko dzieci żal… No dobra, nie tylko ich…

To co mamy

No to pokrótce o tym co mamy. Otóż mamy:
– wiosnę. Kalendarzową, astronomiczną, w pogodzie…. hmm… przez ostatni tydzień zimno, z dużymi przymrozkami w nocy, więc raczej zima, ale zapewne wkrótce przyjdzie i wiosna,
– Wielki Post, który w tym roku może potrwać bardzo długo, jeśli przesuną święta, a taka koncepcja jest rozważana (!),
– ze względu na COVID-19 mamy zakaz wychodzenia z domu poza koniecznymi przypadkami, zakaz zgromadzeń powyżej 2 osób (wprowadzony przed sezonem grillowym), zamknięte granice, zamkniętych wiele sklepów, bary, restauracje, hotele, schroniska, przedsiębiorstwa, szkoły, uniwersytety, itd. Zasadniczo: mamy stan epidemii, a nawet pandemii,
– słoneczną pogodę za oknem,
– bum na zakupy internetowe,
– wyjątkowo tanie paliwo, którego nikt nie kupuje, bo mamy zakaz wychodzenia z domu i wycieczkowania się,
– sejm pracujący on-line,
– uczniów i studentów uczących się on-line,
– dużo wolnego czasu (przynajmniej niektórzy),
– mamy też niestety coraz więcej chorych i zmarłych 🙁

W skrócie: mamy świat w czasach zarazy. Na której niestety niektórzy chcą zarobić 🙁

Wszystkiego co najmniej dobrego

Wpis będzie krótki, ale będzie, bo zauważyłam, że długo tu nie zaglądałam.

Krótki, bo jutro Sylwester, a ja nadal „w lesie”, bez prowiantu i przejrzenia ciuchów. Nie, nie robię u siebie imprezy i nie potrzebuję pięknej kiecki i odjechanych szpilek. Nawiązując do wcześniejszego zdania, impreza będzie w lesie 🙂 A właściwie na leśnej polanie, w górach.

Z prowiantu potrzebuję więc kiełbachy na ognisko, świeżego pieczywka, musztardy i ketchupu. Plus szampan i jeszcze coś tam do picia. W ramach sylwestrowych „dekoracji” zamierzam…. pomalować paznokcie 😀 No, może założę jakieś błyszczące kolczyki. Muszę za to przejrzeć ciepłe ciuchy i buty, żebym zębów nie pokruszyła stukając nimi z zimna 😉

Takiej imprezy sylwestrowej jeszcze nie miałam, więc jak kolega rzucił hasło i okazało się, że kilkanaście osób odpowiedziało na nie entuzjastycznie, też postanowiłam się przyłączyć. A co. Oby niebo było przejrzyste, gwiaździste, bo atmosfera na pewno będzie prima sort 😉

Kończąc życzę Wam wszystkiego co najmniej dobrego w Nowym Roku – tego samego czego byście sobie sami życzyli (tylko kombinujcie dobrze) 🙂

Turystyczne grupy na FB

Turystyczne grupy na FB to moje odkrycie ostatnich miesięcy. Do pierwszej zaprosiła mnie koleżanka. Wybrałam się z nimi na wspólną wędrówkę i bardzo mi się spodobało. Jakoś nie mam oporów z umawianiem się na łażenie z obcymi ludźmi. Może też dlatego, że mam farta do miłych ludzi (odpukać). W sumie po trzech wycieczkach poznałam ich na tyle dużo, że teraz niemal zawsze trafia się ktoś znajomy.

Aktualnie jestem zapisana do czterech. Odpadł problem co tu robić w weekend, kiedy rodzinie i znajomym nie chce się nigdzie ruszać, a ja nie mogę wysiedzieć, bo mam ochotę „przewietrzyć głowę”. Wrzucam ogłoszenie albo odpowiadam na któreś i zawsze znajdzie się jakiś chętny/chętna do wspólnej wyprawy.

I pomyśleć, że długo unikałam FB ze względu na to, że jest to potworna strata czasu. A tu proszę – potrafi się przydać. Chociaż czasu też sporo na nim tracę (mea culpa). Na szczęście na razie bilans zysków i strat wychodzi na plus 😉

Dzień dobry

Dzień dobry w nowym miejscu i na wordpressie. Właśnie pisałam, że nie idzie mi źle, skoro udało mi się importować tu bloga, którego musiałam przenieść z bloxa i zaczął się wyświetlać 🙂

Tekstu pochwalnego pod swoim adresem było więcej, więc dla przytarcia nosa, złośliwe oprogramowanie zrobiło mi psikusa i gdzieś w tym momencie coś się posypało i tekst wsiąkł.

A zatem dopóki nie nauczę się porządnie, albo chociaż mniej – więcej obsługi tego systemu, nie będę się wymóżdżać i rozpisywać, bo nigdy nie wiadomo czy i kiedy się wszystko sypnie…

Zanotuję tylko, że po wielkim, radosnym zeszłorocznym święcie 100 rocznicy odzyskania niepodległości, w tym roku obchodzimy smutną rocznicę (broń Boże nie święto) 80. rocznicy rozpoczęcia wojny.