Po…

Poprzednio pisałam o minionych Andrzejkach, więc tym razem niech będzie łącznie o grudniu, który już za nami. Kiedyś był to mój ulubiony miesiąc i nie było ważne, że chodziło się wtedy do szkoły. Swoją drogą jakoś w grudniu wtedy następowało małe rozprężenie, bo nauczyciele najwyraźniej nie mieli sumienia gnębić szkolnej gawiedzi przed świętami. Teraz trochę się zmieniło, odkąd trzeba spojrzeć na święta od drugiej strony, czyli tej organizacyjnej. Sprzątanie, bieganie, gotowanie, pieczenie, kupowanie wszystkiego, przepychanie się, wybieranie choinki, ubieranie jej, wykłócanie się kto co ma zrobić… Masakra. A wszystko po to, żeby przez dwa dni było miło… głównie innym, bo samemu jeszcze przed Wigilią pada się na pysk 😉 Na szczęście grudniowe wysiłki nadal potrafią umilić prezenty i te wybierane dla innych i te otrzymywane samemu czy to z okazji mikołajek, czy świąt. No i zakupy przedsylwestrowe, bo przecież nie można wejść w Nowy Rok, który z założenia ma być lepszy, w tym w czym się już paradowało i co zostało „skażone” tym gorszym rokiem 🙂 To takie moje – przyznam trochę pokrętne – wytłumaczenie dlaczego nowa sukienka, buty i bielizna 🙂 Grunt, że działa, choć od czasu do czasu słyszę wyrzut, że „i co, może mąż też ma być nowy” 😉 

A wracając do tematu „po” – po mikołajkach i świętach stałam się szczęśliwą właścicielką kilku pięknych rzeczy – książek, płyt i biżuterii, i kilku grzesznych – słodyczy, które zapewne odłożyły mi się już w miejscach, w których nie powinny 😉 Po Sylwestrze stałam się także szczęśliwą posiadaczką kilku fajnych ciuszków, a w Nowym Roku – może mniej szczęśliwą, ale za to bardziej upartą i zawziętą (póki co) posiadaczką kilku trudnych do zrealizowania postanowień noworocznych. Ale ponieważ nawet trudne do zgryzienia orzechy czasem da się rozłupać, to liczę na to, że i któreś z moich postanowień da się doprowadzić do szczęśliwego końca 🙂

Przed świętami

No to jesteśmy przed kolejnymi świętami, które – zgodnie z prognozami – mogą być zimne lub ciepłe 🙂 Moim zdaniem nieważne jaka będzie temperatura, byleby było słonecznie tak jak dziś. Od jutra ma się zachmurzyć, więc zastanawiam się czy nie wyjść dzisiaj z pracy jak najwcześniej i nie pędzić do domu umyć okna, bo nie wiadomo czy w przyszłym tygodniu to się uda, a że dzień coraz dłuższy, więc z 2-3 zdążyłabym machnąć zanim się ściemni.

Z „domowych” rzeczy – kupiłam ostatnio nowe doniczki do zamontowania przy oknach na zewnątrz i maciejkę, która marzyła mi się już w zeszłym roku. Pamiętam ten zapach z dzieciństwa. Zawsze mama sadziła maciejki w ogródku pod oknem, ale myślę, że w doniczce też urosną.

A co w pracy? Do pokoju socjalnego wstawiono kuchenkę mikrofalową no i się zaczęło. Dotychczas wszyscy chodzili do kuchni zrobić kawę czy herbatę, którą zabierali do pokojów i śniadania w zasadzie jadło się przy biurku, pracując, blogując, twittując albo buszując w innych miejscach w internecie. Teraz większość osób je w kuchni, prześcigając się w tym „co masz dziś”. Przypomniało mi się zaglądanie do kanapek między dzieciakami w młodszych klasach podstawówki 🙂 Tyle, że u nas nie ma zamieniania się. Ludzie przynoszą różnego rodzaju zapiekanki, zupy, robią parówki z serem albo tosty, przygrzewają ciasta, pizze czy nawet „pełne obiady” – mięso, ziemniaki i warzywa.

Z bardzo pocieszających rzeczy jest zmiana muzyki w naszym pokoju. Współpracowniczki w końcu dały sobie spokój z hinduską muzyką. Stwierdziły, że teraz będą się odchamiać (no cóż, najwyraźniej doszły już do swojego maksymalnego pułapu, jeśli muszą) i puszczają operetki. Właśnie słuchamy Carmen. Nie jestem jakąś zapaloną miłośniczką oper i operetek, ale ta muzyka mnie nie drażni, więc jest to zmiana zdecydowanie na plus.

Orkan i inne prognozy pogody

Właśnie ze zdziwieniem usłyszałam o wichurach, które mają do nas przyjść. Ze zdziwieniem, bo póki co spokój i cisza. Nawet gałązki się nie ruszają. No zobaczymy, ile w tym prawdy. Poszukałam prognozy pogody na necie i według mądrych głów od klimatu w ciągu najbliższych dni ma wiać, padać i prószyć, a później mają przyjść siarczyste mrozy (nie wiem tylko jaka jest definicja „siarczystych mrozów” autorów, bo ostatnio gdzieś mówili o siarczystych mrozach w kontekście -5C)… No cóż, od jakiegoś czasu mam spory dystans wobec tego meteorologicznego czary-mary, bo albo u nas panuje jakiś wyjątkowy mikroklimat, albo jakoś te prognozy się nie spełniają, nawet jeśli chodzi o najbliższe 2 dni, a co dopiero na dłużej. Poza tym zdarzają się dziwne pomyłki. Wczoraj dla przykładu zadzwoniła do mnie mama z informacją, że w radio podawali, że u nas rano było -6C. Hmmm…. O 5:50 mój termometr pokazywał -1,6C więc ktoś tu się myli.

A wracając do prognozy, to tak się zastanawiam, gdyby miało im się sprawdzić czy nie umyć okien, póki temperatury na plusie, bo raz że są już przybrudzone, a dwa że miałabym sprawę załatwioną na święta. Bo niestety należę do ludzi, którzy bez względu na pogodę (mróz, śnieg, deszcz) muszą mieć na święta umyte okna. Jakoś chyba bym nie usiedziała spokojnie przy Wigilijnym stole wiedząc, że wszędzie nie jest pięknie i czyściutko. Takie skrzywienie i co zrobić. Mówienie, że świat się nie zawali, jeśli nie będzie gdzieś umyte czy uprzątnięte nic nie da. Ja to wiem, ale po prostu nie lubię „niedoróbek”.

***

Jakoś ostatnio strasznie spowolnił mi komp. Przy okazji rzęzi już niemiłosiernie. Oczywiście nic się nie dzieje nagle i bez zapowiedzenia. Wszystko jest skutkiem czegoś co się działo wcześniej. Nie jest więc tak, że nagle komp się popsuł i to „ostatnio” też trwa już od pewnego czasu. Stareńki już jest, ot co. I żadne tu czyszczenie zewnętrzne i wewnętrzne nie sprawi, że stanie się piękny i sprawny. Tak sobie myślę, że nadszedł już jego czas i zanim padnie zupełnie, należy nabyć coś nowego i przenieść ważne rzeczy. I tu pojawia się pytanie: kupić ale co? Niby najwygodniej pracować na kompie stacjonarnym, ale powiedzmy to sobie wprost: jak się nie jest miłośniczką giercowania, to nie jest on potrzebny. Więc może laptop? Albo laptop zmieniany na tablet (albo tablet z doczepianą klawiaturą – zależy jak na to spojrzeć) – nie wiem czy to cudo ma jakąś swoją inną nazwę… Będę bardziej „mobilna” 😉 Sam tablet to raczej za mało. No może nie raczej, a zdecydowanie. Akurat teraz jest dobry czas na takie zakupy, bo święta więc można mniej lub bardziej delikatnie zasugerować co by się chciało. List do Mikołaja napisać. Można też zapewne sprzedać jeszcze staruszka. Ludzie kupują takie rzeczy, chociaż jak się czyta o tym, że „spece-gimbusy” potrafią już odczytać skasowane dyski, to mam wątpliwości czy sprzedawać mojego. Może sprzedać tylko części albo kompa bez dysku. Nie żebym nie wiadomo co miała, ale zawsze się trochę znajdzie. Płytkę można połamać, a z twardzielem jest problem. Pozostaje młoteczek, dla tych co się wyżywać lubią, skuteczne destrukcyjne majsterkowanie albo demagnetyzacja dysków. Może jednak dam go chłopakom do „zabawy”. Oni coś wymyślą, a przynajmniej rozłożą na drobne i „zbadają” sposób w jaki jest zrobiony. Pewnie na informatyce tego nie uczą. Chociaż kto wie.

No dobra, wiec tak jak w pewnej reklamie: plan zaakceptowany, trzeba przystąpić do realizacji. Czy jakoś tak to było…