Jeszcze lato
Jeszcze lato, a już w powietrzu czuć jesień: suchą trawę i liście, chłód zwłaszcza w nocy i rano kiedy to temperatura jest niewiele wyższa od 10 stopni. Wczoraj rano przywitały nas mgły, które rozgoniło przed południem słońce. Zrobiło się też wietrznie i dość deszczowo, co zapewne wielu cieszy (chyba, że dla rolników to za późno, nie wiem, ale może ucieszy leśników i potencjalnych grzybiarzy). Choć przyznać muszę, że słońce, kiedy już zaświeci, nadal mocno grzeje. Wieszałam wczoraj pranie, bardziej z nadzieją, że wysuszy je wiatr, a że akurat wyszło słońce zza chmur, więc naprawdę poczułam ciepełko. Niestety wyraźnie skrócił się dzień. Szybko robi się ciemno, a słońce świecąc dużo niżej, bardziej oślepia. W ogóle stwierdziłam, że mam coś z oczami. Ostatnio częściej chodzę w okularach niż w szkłach kontaktowych, bo jakoś tak mi wygodniej. Minusem jest jednak niemożność założenia na nie okularów przeciwsłonecznych, a te zwłaszcza przy zachodzie, zdecydowanie by mi się przydały. Przedwczoraj stojąc na światłach nie byłam w stanie obserwować kiedy się zmieniają. Akurat słońce świeciło na wysokości świateł i tak mnie oślepiło, że aż miałam łzy w oczach. Zresztą często mam wrażenie, że mam jakąś nadwrażliwość na światło. Chyba powinnam przejść się do okulisty. Może jakieś kropelki pomogą, a jak nie to trzeba będzie wrócić do szkieł kontaktowych i okularów przeciwsłonecznych, niestety nowych, bo stare mi siostrzenica połamała. W ogóle mam pecha do okularów. Nigdy żadnych nie nosiłam długo, bo zawsze mi się do nich jakieś dziecko dorwało i albo porysowało szkła, albo połamało. A tak mi się marzy coś porządnego jakieś okulary ray ban albo Armani, ale jak sobie pomyślę, że tak droga rzecz wpadnie w jakieś małe rączki, to mi się odechciewa. I żeby nie było, że jestem bałaganiarą i rozrzucam swoje rzeczy. Nie, odkładam je grzecznie na półkę, u rodziców – na komodę albo trzymam w samochodzie w schowku. Ale jakimś cudem takie przeszkody dzieciom nie straszne i co dziwne – nie interesują ich okulary nikogo innego tylko moje… Może mam jakiś dziwny gust co do wyboru.
A w domu, wracamy do trybu szkolno – weekendowego, czyli „aby do piątku”, oczywiście do piątku po południu. Ostatnio śmiać mi się chciało, bo okazało się, że ulubione hasło w szkole mojego dziecka powtarzane przy wychodzeniu do domu i przy bieganiu na boisku to: na Wałbrzych 🙂 Chyba teraz tam się wszyscy wybierają. Pierwszy raz w powojennej historii tego miasta 🙂 Może i my pojedziemy…