Reklama kontra rzeczywistość
Śmiać mi się zawsze chce jak słucham albo oglądam reklamy tzw. suplementów diety, czyli de facto leków. Szablon: przychodzi zdrowa baba/facet do lekarza i pyta co zrobić, żeby się nie denerwować/ żeby schudnąć/ żeby mieć zdrowe serce/ żeby mieć więcej energii/ żeby lepiej widzieć/ żeby nogi nie bolały a włosy nie wypadały/ itd.
A na to reklamowy doktor wymienia litanię cudownych suplementów diety, po których wszyscy biegają uśmiechnięci. Koniec reklamy.
Jak się to ma do rzeczywistości? Ano nijak. Przede wszystkim z reguły zdrowi ludzie nie chodzą do lekarza, a jak już zaczynają mieć skłonności do hipochondrii, to słyszą: proszę się zdrowo odżywiać, więcej czasu spędzać na świeżym powietrzu, więcej się ruszać, patrzeć w dal (oczy nam się psują od zbyt długiego wpatrywania się w blisko leżące przedmioty), itd. Ostatecznie żyjemy w XXI wieku, w państwie w którym mamy dostęp do różnych produktów. Nie musimy naszej diety ograniczać do suchego chleba i ziemniaków, a skoro tak, to odżywiając się normalnie nie ma sensu pakować w siebie dodatkowych chemikaliów zwanych suplementami diety.
W reklamach, po połknięciu tych „specyfików” zwykle wszyscy biegają uśmiechnięci po dworze. Słowo daję, ten efekt można osiągnąć również bez faszerowania się 🙂